Flash mob (ang. dosł. błyskawiczny tłum) – określenie, którym przyjęło się nazywać sztuczny tłum ludzi gromadzących się niespodziewanie w miejscu publicznym w celu przeprowadzenia krótkotrwałego zdarzenia, zazwyczaj zaskakującego dla przypadkowych świadków.
Oto kilka moich ulubionych video tego typu. Pochodzą z najróżniejszych zakątków planety. Wspólna intencja ich twórców to chęć zaskoczenia przypadkowych świadków tych spontanicznych inscenizacji , które wywołują uśmiech , czasami zamyślenie i prawie zawsze – pozytywne emocje.
Bardzo często widzowie przyłączają się do grupy inicjującej wydarzenie, co zdecydowanie wzmacnia zamierzony przez tych pierwszych efekt.
Poniższe filmiki mają nieprzypadkową kolejność. To moja osobista „lista
przebojów” światowych „flash mobów”.
Na samym końcu listy- najdziwniejszy dla mnie „flash mob” – w którym w sposób pośredni i bardzo tajemniczy dane mi było wziąć udział.
Pamplona. Hiszpania.
Ottawa. Kanada
Moskwa. Rosja
Kopenhaga. Dania
Lotnisko Falcone-Borsellino, Sycylia, Włochy
Metro, gdzieś w Anglii
Budapeszt, Węgry
Keiserslautern, Niemcy
SGH Warszawa (moja Alma Mater:)
Skopje, Macedonia Północna
Kaliningrad, Rosja
Budapeszt
znów Budapeszt
Gdzieś w Niemczech
Manchester, Wielka Brytania
A oto historia dotyczącą „mojego” flash mobu (video na końcu tekstu)
Jakiś czas temu leciałem z warszawskiego lotniska Okęcie na szkolenie- konferencję do Londynu. Ponieważ udało mi się dojechać na lotnisko bez korków i miałem mnóstwo czasu do odlotu , postanowiłem pospacerować po obu lotniskowych terminalach. Po jakimś czasie zasiadłem przy fortepianie w sali odlotów. Może kiedyś zwróciliście uwagę na wystawiony tam instrument, na którym każdy z pasażerów może zaprezentować swoje muzyczne możliwości.
Ten zwyczaj przyszedł do Polski kilka lat temu; w Europie Zachodniej fortepiany stoją już od dawna na większości lotnisk.
Nie wiem dlaczego ale tego dnia usiadłem przy tym lotniskowym fortepianie i zacząłem brzdąkać jednym placem w klawisze. To było bardzo dziwne uczucie. Tak bardzo chciałem zagrać ale przecież nie potrafiłem ! Pojawiły się nawet myśli w stylu „ nie trzeba było tracić czasu na naukę gry na gitarze; dlaczego nie wybrałem fortepianu?”. Po kilku minutach spędzonych przy fortepianie zauważyłem, że dookoła mnie przystanęło kilka osób. Prawdopodobnie myślących, że mistrz się rozgrzewa:)
Opuściłem rozczarowanych widzów i udałem się do check in.
Następnego dnia w Londynie przyszedłem do sali konferencyjnej wcześniej , aby zająć dobre miejsce. Sala miała około 1000 miejsc i była jeszcze prawie pusta. Niespodziewanie przysiadła się do mnie skośnooka dziewczyna.
Na moje pytanie o kraj, z którego przybyła padła niespodziewana odpowiedź: z Warszawy. W trakcie rozmowy dowiedziałem się, że pochodzi z Wietnamu i od kilkunastu lat mieszka w Polsce. Już przed samym rozpoczęciem konferencji dowiedziałem się, że jest pianistką….
W przerwie zaprosiłem ją na kawę. Nie mogłem się doczekać aby jej opowiedzieć moją wczorajszą historię z lotniskowym fortepianem.
Bo zawiało przecież mistyką:
wczoraj fortepian, dzisiaj pianistka..
Coś musiało być na rzeczy.
Zapytałem się, czy kojarzy ten warszawski lotniskowy fortepian, na klawisze którego nijak nie chciała się przelać moja ….
No właśnie, co to było właściwie ?
Tui ( to jej imię ) roześmiała się w tym momencie , otworzyła swojego Iphona
i włączyła poniższe video.
Tak, to własnie ona, grająca na MOIM 🙂 fortepianie.
To był prawdziwy odlot w tej sali odlotów…